Kolejny raz umieszczam tutaj tekst, który napisała nasza niestrudzona analityczka mediów – Rozchmurzona. Warto go przeczytać.
Człowiek atakowany, aby się bronić, musi poznać wroga, a tym samym zdiagnozować przyczynę i stosowane przez niego metody. Naszych wrogów już znamy, wiemy też dlaczego vaping jest tak bardzo atakowany. Dzisiaj porozmawiamy o metodach.
Do napisania tego materiału zainspirował mnie artykuł na jaki trafiłam w sieci. Oczywiście wiem czym jest gaslighting, tak się składa, że zawsze interesowała mnie psychologia, ale przyznaję, nie wiedziałam że jest stosowany również w polityce. Jak się dowiedziałam z Wikipedii, wykorzystywał ją Bill Clllinton, Donald Trump, a także Władimir Putin. Czym jest gaslighting? To forma psychologicznej manipulacji, w której osoba lub grupa podstępnie zasiewa ziarna wątpliwości u ofiary w celu delegitymizacji jej przekonań i która w efekcie zaczyna wątpić we własny osąd, czy pamięć. Sprawca zawsze zaprzecza, że doszło do nadużycia, choć często inscenizuje wydarzenia, które mają za zadanie dezorientację ofiary. Termin „gaslighting” pochodzi z napisanej w 1938 roku sztuki „Gas Light” Patricka Hamiltona. Autor opisuje relacje, w której mąż usiłuje doprowadzić żonę do szaleństwa poprzez wmawianie jej różnych rzeczy. Koniec końców, kobieta zaczyna wierzyć, że jest chora psychiczne.
Podstępność tej techniki polega na tym, że osoba stosująca gaslighting doprowadza swoją ofiarę do zwątpienia w zasadność własnych ocen, odczuć i doświadczeń. Ofiara ma uwierzyć, że tylko opinie oprawcy są prawdziwe i utracić wiarę we własną zdolność podejmowania decyzji. Metody stosowane w tej formie przemocy są zazwyczaj bardzo subtelne, a celem osoby stosującej ją jest, aby ofiara, możliwie najdłużej, pozostawała nieświadoma stosowanej agresji, a w konsekwencji stała się zdezorientowana, niepewna, zalękniona i bardziej podatna na wszelkie sugestie, polecenia i inne próby wykorzystania. Gaslighting objawia się na różne sposoby. To między innymi manipulowanie ofiarą, by ta straciła pewność co do własnych uczuć i emocji, robienie z ofiary „wariata”, wprowadzanie dezorientacji poprzez negowanie informacji i zdarzeń, które miały miejsce, zaprzeczanie temu, co mówi ofiara, podważanie uczuć, uderzanie w czułe punkty, wzbudzanie poczucia winy, utrudnianie weryfikacji informacji i faktów.
Dlaczego o tym piszę? Chyba już się domyślacie. Bo instytucje państwowe i międzynarodowe stosują tę obrzydliwą formę manipulacji w przypadku vapingu.
Przykłady:
Rozpowszechniają kłamstw na temat vapingu – ta lista jest tak długa, że nie sposób wszystkie wymienić. Najważniejszym ich zadaniem jest wzbudzenie strachu. Nie przyznają się do oszustwa, choć są na to dowody. Ostatnim przykładem jest raport WHO na temat vapingu i choć reakcja środowiska naukowców była bardzo szybka, to w efekcie Światowa Organizacja Zdrowia wprowadziła w nim kilka kosmetycznych poprawek, ale nie wycofała się z kłamstw. Uderzają w czułe punkty i wzbudzają poczucia winy. To oczywiście dotyczy dzieci. Vaper nie dba i nie troszczy się o najmłodszych i najsłabszych w społeczeństwie. Ich działania nie pasują do ich słów. Przeciwnicy vapingu deklarują, że „dbają o zdrowie vaperów i palaczy”, a jednak chcą zniszczyć alternatywę dla śmiertelnych papierosów. Twierdzą, że nie mają „wystarczających dowodów” na poparcie vapingu, a jednocześnie odrzucają badania do których mają dostęp. Nie odpuszczają. Ciągle zmieniają przepisy, rosną koszty finansowe prowadzenia takiej działalności, które w efekcie redukują ilość firm na rynku. Vaperzy pod presją przyjaciół wracają do palenia, a sami zaczynają wątpić w słuszność swoich decyzji i mają coraz mniej energii do walki z fałszywymi wiadomościami. Wiedzą, że zamieszanie osłabia ludzi. Urzędnicy zdrowia publicznego, którym ufamy rozpowszechniają wiadomości mające na celu dezorientację, ustalają dziwne zasady, które nie mają sensu, a utrudniają życie ludziom. Dowodzą, że inni są kłamcami. Kwestionują badania niezależnych naukowców i instytucji aby zasiać wątpliwości u odbiorców.
Tak moi drodzy, to obrzydliwa forma manipulacji z jaką mamy do czynienia i która powoli zasiewa ziarna wątpliwości nie tylko w nas, ale i najbliższych i powoduje, że mamy coraz mniej sojuszników, za to liczba przeciwników rośnie. Przyznajcie, ilu z was zwątpiło w swoją decyzję, ile razy ludzie wam życzliwi przestrzegali przed vapingiem w obawie o wasze zdrowie? To się dzieje codziennie.
Na pewno zapytacie jak się bronić, jak nie poddać się tej presji?
Najważniejsza jest diagnoza. Jeśli wiemy kto, dlaczego i jak to robi, znajdziemy w sobie siłę, aby z tym walczyć. Wątpiącym proponuję badania lekarskie aby się przekonali jak vaping wpłynął na ich zdrowie. I nie zapominajmy o faktach. Jest już naprawdę dużo badań, które dowiodły, że vaping jest nie tylko skuteczną metodą walki z nałogiem, ale co najważniejsze, jest o minimum 95% mniej szkodliwy od palenia papierosów. To są, moi drodzy, FAKTY!
I każde naciągane i nie poparte dowodami pseudo badanie, zawsze zostanie zweryfikowane przez rzetelnych naukowców, a ich autor straci autorytet i wiarygodność.
Dowodem tego jest ostatnia sensacyjna wiadomość. Otóż Journal of American Heart Association (JAHA) niedawno usunął u siebie szeroko rozpowszechniany artykuł o badaniu, w którym Stanton Glantz i Dharma Bhatta z University of California San stwierdzili, że stosowanie e-papierosów zwiększa prawdopodobieństwo zawału serca. Warto dodać, że stało się to pod naciskiem wielu naukowców. Brad Rodu, ekspert ds. kontroli tytoniu z University of Louisville, zauważył, że większość badanych przeszła zawał jeszcze przed rozpoczęciem vapingu. Kłamstwo zostało obnażone, a czasopismo musiało ratować reputację.
Teraz Clive Bates, ekspert w dziedzinie redukcji szkód, wzywa do zweryfikowania innego badania Glantza, w którym ignorując fakty, stwierdził, że używanie e-papierosów zwiększa prawdopodobieństwo późniejszego palenia. Wierzę, że kolejna kompromitacja tego człowieka otrzeźwi tych wszystkich, którzy tak często i ochoczo powołują się na jego kłamstwa. Innym problemem z jakim musimy się zmierzyć, jest wszechobecna ignorancja. To budzi przerażenie, zwłaszcza gdy ujawniają ją lekarze i politycy, którzy mają ogromny wpływ na opinię publiczną i nasze życie.
17 lutego jedną z wątpliwych atrakcji było dla mnie posiedzenie komisji ENVI, a konkretnie punkt 16, w którym wymieniano się poglądami na temat e-papierosów i podgrzewanych wyrobów tytoniowych. Po obejrzeniu tego materiału nasuwa się tylko jeden wniosek, że posłowie PE niewiele wiedzą na temat e-papierosów. Głównie zadawali pytania na które nikt nie potrafił odpowiedzieć, a dyskusja o wypadkach w USA dobitnie to obnażyła. Całość znajdziecie tu: (oglądajcie od 15:42:50) Ja tylko krótko streszczę.
Andrzej Ryś z Polski, wydawał się być zadowolony z dotychczasowych regulacji w UE i jak stwierdził, dzięki nim udało się uniknąć wybuchu EVALI, jakie miało miejsce w Stanach Zjednoczonych. Nie wspomniał nawet co było powodem tego „wybuchu”, ale dodał że grupy ekspertów cały czas monitorują vaping i wyniki zostaną ogłoszone w 2021 roku.
Następnie głos zabrała Mairead McGuinnes (wiceprzewodnicząca Parlamentu UE). Podobno zna fakty, jest dobrze poinformowana, ale jej wypowiedź rozczarowała. Zabrakło konkretów, i również nie wspomniała o roli jaką odegrały nielegalne płyny z THC na wypadki w USA. Za to nadmieniła o przypadku urodzenia dziecka o prawidłowej wadze przez matkę, która w ciąży vapowała. Przynajmniej to.
Peter Liese z Niemiec był konkretny. Zapytał czy komisja zna przyczynę wypadków w Stanach Zjednoczonych, oraz czy e-papierosy wywołują raka? Dodał, że jeśli nie, to opinia publiczna powinna znać prawdę, bo palenie tytoniu jest odpowiedzialne za 50% nowotworów. (Mam wrażenie, że znał odpowiedzi na zadawane pytania i szkoda, że ich nie wygłosił).
Veronique Trillet-Lenoir z Francji powiedziała, że potrzeba 10 lat aby ocenić skutki vapingu i uważa, że dopóki ich nie znamy, e-papierosy nie powinny być wprowadzane na europejski rynek. (Biedactwo, nawet nie wie kiedy e-papieros powstał, a przecież wielu z nas ma już za sobą 10 letni staż vaperski).
Michele Rivasa nie tylko nic nie wie o e-papierosach, ale domaga się zakazu smaków, sprzedaży, drakońskich przepisów i podatków. Oczywiście wspomniała o 52 ofiarach w USA, stwierdziła że e-papierosy powodują zaburzenia układu oddechowego, i że nie chce czekać na nowelizacje dyrektywy, ale oczekuje podjęcia szybkich działań.
Głosem rozsądku wykazał się Pietro Fiocchi, włoski przedsiębiorca, który stwierdził, że przeczytał 24 opracowania na temat e-papierosów i oczekuje rzetelnej, naukowej informacji czy możemy korzystać z tego urządzenia w celu redukcji palenia.
Pani C. Schaldemose z Dani stwierdziła, że brak jest solidnych danych naukowych i powołując się na opinie instytucji walczących z rakiem, rekomendowała surowsze podejście do e-papierosów i podgrzewanych wyrobów tytoniowych. Dodała, że dopiero potem, ewentualnie, gdy będzie o nich więcej wiadomo, można by znowu wprowadzić je na rynek.
Tak, moim drodzy, taki poziom wiedzy reprezentują parlamentarzyści, którzy będą tworzyć nową Tobacco Products Directive (TPD). I jeśli nic nie zrobimy, to może się okazać, że kolejna jej wersja może być znacznie gorsza od obecnej. Ten rok, jak się spodziewaliśmy, będzie bardzo ważny, a nas czeka kolejna mobilizacja. Wierzę, że damy radę. A jak wy myślicie?
Dzisiaj „Po co tu jestem”. Pytanie na które warto sobie odpowiedzieć. No i ten pan kocha koty, które ja też uwielbiam 😍
https://www.youtube.com/watch?v=Gjh6-67z-64
Rozchmurzona
5 marca 2020 at 18:42
Dziękuję Mirku, że uznałeś mój tekst za wart rozpowszechniania. Mało kto wie czym jest gaslighting i większość ludzi nie zdaje sobie sprawy jak jest groźny, a jest on gorszy niż koronawirus i wyrządza wiele krzywdy, bo zabija w ludziach wiarę w słuszność swoich decyzji. Ty obnażasz kłamstwa, a ja ich mechanizmy. Myślę, że nieźle się uzupełniamy 🙂 Pozdrawiam cieplutko.
StaryChemik
6 marca 2020 at 08:29
Zgadza się – uzupełniamy się całkiem dobrze. A Twoje teksty zawsze są warte popularyzacji, więc będę to robił często.
DJ_Linux
5 marca 2020 at 22:58
No na szczęście energii do walki z tymi kłamstwami nie brakuje, dodaje mi jej rozwalanie ludzi którzy są przeciwni solidnymi argumentami, a wystarczy odrobina wiedzy chemicznej aby znać prawdę, tylko czy słowa przeciętnego młodego wapera w ogóle się liczą?
StaryChemik
6 marca 2020 at 08:32
Oczywiście, że się liczą, bo docierasz do ludzi, do których Rozchmurzona i ja raczej nie dotrzemy. Pamiętaj, że kropla drąży skałę. A przy okazji takich bojów sam na pewno ćwiczysz sztukę argumentacji, a to będzie procentować.
Dominik Majchrowicz
6 marca 2020 at 12:08
prośbę mam, jakbyś mógł sprawdzić ten artykuł i w razie błędów zasugerował poprawki:
https://prawdaoein.blogspot.com/2020/03/faszywe-obawy-uniemozliwiajace-palaczom.html
refurbished
6 marca 2020 at 11:57
Przekonywanie pojedynczych osób nie jest takie trudne. Wystarczy, że pokażę wyniki badania spirometrycznego, że przeliczę nie wypalone przez 8 lat camele na smołę. To już ponad kilogram, którego nie przefiltrowałem przez płuca.
Znakomitą pomocą jest też książka prof. Sobczaka 1500 razy mniej.
Działa nawet na medyczne autorytety, choć napisana przystępnym językiem (a może właśnie dlatego?).
Ale jest problem z mediami. Milionów uratowanych nie sprzedamy jako breaking news, ale pierwsze trupy jak najbardziej. Już wiem, skąd wzięło się określenie „dziennikarskie hieny”.