RSS

Archiwa tagu: praktyka

Akcja #WapujęNiePalę

Grafika
Poniżej znajdziecie apel koalicji „Prawo dla ludzi” związany z promocją używania e-papierosów wśród ludzi, którzy są dorosłymi palaczami tytoniu. Od dłuższego czasu nie było żadnej akcji tego typu, dlatego też zdecydowałem się ją wesprzeć i rozpropagować.
Opowiedzcie swoją historię – albo w formie krótkiego filmu albo też w postaci wypowiedzi pisemnej. Proszę też o rozpropagowanie tej akcji wśród znajomych, na forach czy też innych mediach społecznościowych. Pokażmy, że jesteśmy i że jest nas sporo – ludzi, którzy świadomie wybrali chmurzenie zamiast palenia.
Uwaga: w tym przypadku jestem tylko pośrednikiem – jeśli macie jakieś pytania do organizatorów akcji, skorzystajcie z podanego niżej maila.
Koalicja Prawo dla ludzi przy wsparciu Stowarzyszenia Użytkowników Elektronicznych Papierosów „Waper” prowadzi inicjatywę #WapujęNiePalę. Jej celem jest zebranie wypowiedzi dorosłych palaczy, którzy z pomocą e-papierosów ograniczyli bądź całkowicie rzucili palenie tytoniu. Zebrane wypowiedzi zostaną połączone w formę dokumentu lub filmu i mają stanowić jedno z narzędzi dialogu z przeciwnikami vapingu i sceptykami. 
Jeśli chcesz nam pomóc, opowiedz swoją historię. Powiedz nam jak długo paliłeś/aś, czy udało Ci się przejść na wapowanie z dnia na dzień czy był to dłuższy proces, dlaczego zdecydowałeś/aś się na taki krok i jak teraz wygląda Twoje życie w obszarze walki z nałogiem. Możesz napisać, możesz nagrać kilkuminutowy film – jak np. Patryk Bełzak na naszym YouTube.
Filmiki można wysyłać poprzez stronę na Facebooku: https://www.facebook.com/PrawoDlaLudzi
Lub na maila: kontakt@prawodlaludzi.pl
 
3 Komentarze

Opublikował/a w dniu 25 sierpnia 2020 w ogólne

 

Tagi: , , ,

Koronawirus a e-papierosy

Trudno nie zauważyć, że koronawirus króluje w mediach. Ze wszystkich stron słyszymy o zachowaniu odpowiedniej higieny, myciu rąk, unikaniu miejsc, w których można zostać narażonym na działanie tego wirusa. Myślę, że warto napisać kilka słów o tym, jak użytkownicy e-papierosów powinni dbać o siebie, a właściwie o swój sprzęt. Już kiedyś pisałem o tym, aby dbać o ustniki e-papierosów. Teraz jest to sprawa naprawdę kluczowa. Jeśli nasz e-fajek stoi na stole i nie wynosimy go na zewnątrz, to zagrożenie nie jest bardzo duże, jeśli nie będziemy dotykać ustnika rękoma albo czymś, co było wystawione na potencjalne działanie wirusa. Jednak większość z nas zabiera swój sprzęt wychodząc na zewnątrz. I właśnie wtedy może dojść do kontaminacji. Dbajmy o higienę – nie kładźmy e-fajka byle gdzie, bo może się zetknąć z wirusem, który tak naprawdę czai się wszędzie. I dlatego jak najczęściej powinniśmy czyścić sprzęt. Oczywiście całości nie kąpiemy w roztworze dezynfekcyjnym, ale bez problemu takiej kąpieli możemy poddać sam ustnik. Demontujemy go z parownika, czyścimy np. chusteczką higieniczną, ale to oczywiście nie wystarczy. Warto go na kilka minut zanurzyć w najprostszym bezpiecznym roztworze dezynfekującym. I tu znowu działamy najrozsądniej – bierzemy po prostu spirytus spożywczy i używamy go jako roztworu odkażającego. Można go trochę rozcieńczyć, ale maksymalnie 1 częścią wody (przegotowanej) na 2 części spirytusu 96%. W ten sposób otrzymamy roztwór o stężeniu ponad 60% – a to absolutne minimum [lepsze jest stężenie wyższe, np 70%]. Nie używajcie wódki, whisky czy koniaku, a tym bardziej wina czy piwa – zawierają za mało etanolu. I niech wam nie przyjdzie na myśl używanie spirytusu salicylowego czy (jeszcze gorzej) kamforowego. OK, wiem, że są znacznie tańsze, ale ten nieciekawy zapach i smak może pozostać nawet po wypłukaniu. Jak ktoś się uprze, może wykorzystać izopropanol, ale też o stężeniu min. 60%. Ale jednak sugeruję zakup małej buteleczki spirytusu spożywczego, która wystarczy nam na 10-20 odkażeń. Koszt – kilkanaście złotych. Chyba nie aż tak wiele, aby czuć się znacznie bezpieczniej, prawda?
Pamiętajcie – bądźcie rozsądni, myjcie ręce dokładnie. Dużo zdrowia!

 
22 Komentarze

Opublikował/a w dniu 10 marca 2020 w ogólne

 

Tagi: ,

E-papierosy – fakty i fikcja

Przeglądając ostatnie komentarze dotyczące wydarzeń amerykańskich, szczególne te, które były umieszczone na Wykopie oraz na forach w innych mediach, postanowiłem kolejny raz w skrócie napisać trochę o faktach i fikcjach związanych z e-papierosami.

Co to są e-papierosy?

Papierosy elektroniczne (e-papierosy, elektroniczne inhalatory nikotyny) to urządzenia, które pozwalają na inhalację aerozolu (często zawierającego nikotynę) bez zbędnego balastu tysięcy związków chemicznych, które są zawarte w dymie tytoniowym. Niezależnie od kształtu i konstrukcji składają się z zasilania (akumulatora), grzałki oraz pojemnika zawierającego specjalny płyn (zwany liquidem).
Urządzenia do podgrzewania tytoniu (czyli produkty Heat-not-Burn) nie są e-papierosami.

Dla kogo są przeznaczone e-papierosy?

Twórca współczesnego e-papierosa, chiński farmaceuta Hon Lik, skonstruował go z myślą o palaczach, u których zawiodły inne metody prowadzące do porzucenia nałogu palenia konwencjonalnego tytoniu. Dlatego też w założeniu są one urządzeniami dla dorosłych palaczy tytoniu. Jeśli jesteś nieletni czy też nigdy nie paliłeś, nie sięgaj po e-papierosa, nawet tego bez nikotyny. To nie jest zabawka czy modny gadżet – pamiętajcie o tym!

Czy e-papierosy są zdrowe?

NIE! Zdrowe jest oddychanie świeżym powietrzem tam, gdzie nie ma zanieczyszczeń. Jeśli ktoś wdycha cokolwiek innego, naraża w jakimś stopniu swoje zdrowie. Dlatego też nie wolno mówić, że są one zdrowe. Po kilkunastu latach badań naukowych można jednak wyciągnąć wniosek, że używanie e-papierosów jest zdecydowanie mniej szkodliwe niż palenie papierosów, cygar czy fajki. Specjaliści z brytyjskiej rządowej agencji zdrowotnej Public Health England szacują, że są o 95% mniej szkodliwe niż palenie tytoniu.

Dlaczego media piszą o szkodliwych aromatach?

Na rynku dostępne są tysiące smaków płynów używanych w e-papierosach. W większości są w nich aromaty zbliżone do tzw. aromatów spożywczych, które są uznawane za nieszkodliwe w przypadku spożycia. Należy jednak pamiętać, że nadal bardzo niewiele wiadomo na temat ich działania w przypadku inhalacji. Tu niestety użytkownicy stają się swego rodzaju królikami doświadczalnymi. Przyjmowanie ich drogą wziewną jest czymś zupełnie innym niż wprowadzanie do układu pokarmowego. Dodatkowym problemem jest to, że wiele związków będących składnikami aromatów może się rozkładać na grzałce z utworzeniem nowych związków, o których nadal niewiele wiadomo. Muszę podkreślić, że jak do tej pory nie zauważono, aby któreś ze składników były szczególnie szkodliwe. Wspomnę jednak o jednym wyjątku, a mianowicie o aromatach cynamonowych i innych zawierających aldehyd cynamonowy. Jest kilka badań, które pokazują, że ten składnik może wywierać negatywny wpływ na układ oddechowy.
Warto też pamiętać, że niektóre składniki aromatów mogą u poszczególnych ludzi wywoływać negatywne reakcje typu uczuleniowego. Objawiają się one np. kaszlem lub uczuciem ucisku w piersiach. W takiej sytuacji wyjście jest proste – zmienić liquid.

Co z tą amerykańską epidemią?

Pisałem o tym na blogu i jeszcze zapewne napiszę, bo sprawa nie jest zakończona. Jak na razie pewne jest jedno: problemy z płucami dotyczą tylko i wyłącznie terytorium USA oraz osób, które używały liquidów kupowanych z podejrzanych źródeł. Praktycznie wszystkie one zawierały THC i towarzyszący mu octan tokoferylu, substancję oleistą, którą specjaliści podejrzewają o to, że może wywoływać negatywne skutki zdrowotne. Pomimo tego, że na całym świecie kilkadziesiąt milionów ludzi używa e-papierosów, nigdzie nie stwierdzono ani zgonów ani poważnych problemów z płucami. Pamiętajcie więc, aby używać tylko liquidów z legalnych źródeł i nie eksperymentować z mieszaniem własnych składników pochodzących nie wiadomo skąd.

A co jeśli lekarz powiedział, że jakieś moje problemy zdrowotne są spowodowane przez e-papierosy?

Niestety, coraz częściej zdarza się, że lekarze coś takiego mówią, praktycznie zawsze bezpodstawnie. Rzecz w tym, że zdecydowana większość z nich swoją wiedzę czerpie z tych samych mediów, które wszyscy znamy. Czytają o tym, że e-papierosy powodują raka, że zwiększają szansę na zawał mięśnia sercowego, astmę czy POChP. W polskiej literaturze medycznej brak niestety zbyt wielu artykułów opisujących rzetelnie te sprawy. Dlatego warto takiego lekarza spytać o źródło wiedzy. Niech konkretnie poda miejsce, z którego zaczerpnął te informacje.
Najczęściej jednak informacja o lekarzach jest pośrednia: wujek mojego kuzyna mówił, że profesor w szpitalu ma na oddziale wiele osób z wodą w płucach po e-papierosach. I z taką „wiedzą” trudno dyskutować.

Skąd w takim razie czerpać rzetelną wiedzę?

Jak to skąd – z tego bloga oczywiście 😉 A na poważnie: informacje naukowe znajdziecie w serwisie PubMed, gdzie są streszczenia publikacji medycznych z całego świata. Wystarczy w okienko wyszukiwania wpisać słowa kluczowe, takie jak: e-cigarettes, health – i pojawi się lista konkretnych publikacji. Co jakiś czas o ważnych sprawach pisuje też na swoim blogu uznany polski autorytet w tej tematyce – prof. Andrzej Sobczak (link znajdziecie po prawej stronie). Warto czytać blog Michaela Siegela (The Rest of the Story – link też po prawej). Wiele ciekawych informacji jest też na blogu Counterfactual, prowadzonym przez Clive’a Batesa (link też po prawej).
Na pewno trudno uznać za rzetelne strony internetowe gazet czy innych mediów. One niestety cały czas żerują na sensacjach i przekazują masę kłamstw i niedomówień, czego dowód mieliśmy choćby w ostatnich dniach.

 

 
23 Komentarze

Opublikował/a w dniu 13 listopada 2019 w ogólne

 

Tagi: , ,

To było do przewidzenia… :(

Amerykańskie media (m.in. CBS) informują o pierwszym przypadku śmierci użytkownika EIN. Nie chodzi o zatrucie, ale o eksplozję samego urządzenia w trakcie użytkowania. Zdarzenie miało miejsce na Florydzie, w miejscowości St. Petersburg, a ofiarą jest 38-letni producent telewizyjny Tallmadge „Wake” D’Elia.
Zdarzenie miało miejsce 5 maja, ale dopiero kilka dni temu ujawniono wyniki przeprowadzonej autopsji. Okazało się, że dwa elementy rozerwanego w wyniku eksplozji e-fajka przebiły kości czaszki z siłą pocisku i to było bezpośrednią przyczyną śmierci. Eksplozja spowodowała także pożar. Okazało się, że ciało pechowca było poparzone w 80%. Z informacji ujawnionych przez tamtejszą policję wynika, że EIN był produkcji filipińskiej (firma Smok-E Mountain). Niestety, jak na razie nie wiadomo nic więcej o samym urządzeniu ani też o rodzaju akumulatora, który był używany. Eksplozje baterii zdarzają się co jakiś czas – pamiętam podobny wypadek, w którym ex-żołnierz stracił kilka zębów i miał poważne uszkodzenia żuchwy, ale w tamtym przypadku było wiadomo, że facet używał moda mechanicznego i jakiejś bardzo taniej baterii.
Podejrzewam, że w tym przypadku mogło być podobnie, chociaż jak na razie brak pewnych informacji. Tak czy inaczej – trzeba do znudzenia powtarzać, że zła bateria może stanowić poważne zagrożenie. Nie warto oszczędzać na sprzęcie – dbajmy o to, aby kupować u sprawdzonych dostawców i stosować tylko dobre, markowe akumulatory. Zwarcie, które jest najczęściej przyczyną eksplozji, to zjawisko nagłe. Jest spore prawdopodobieństwo, że nawet nie będziemy mieli szans, aby zareagować, bo wszystko rozgrywa się w ułamkach sekund. Apeluję też o to, aby nie nosić akumulatorów luzem w kieszeniach czy podobnych miejscach. Znane jest co najmniej kilka przypadków, że taki akumulator spotka się tam z drobnymi monetami czy kluczami – i zwarcie gotowe. W najlepszym przypadku zostaną poparzone uda, w gorszym może dojść do gorszych szkód.
Tutaj można zobaczyć zdjęcie nieszczęśnika z e-fajkiem w ręku. Naprawdę szkoda człowieka – miał jeszcze kawał życia przed sobą. Prowadził bardzo aktywne życie, namiętnie jeździł na rolkach, grał w hokeja, był gitarzystą i kompozytorem. Ech…

Uważajcie, moi drodzy. Bardzo uważajcie.

Ceterum censeo Directiva Tobaccorum delendam esse!
(A poza tym uważam, że Dyrektywa Tytoniowa winna być zniszczona!)

 
6 Komentarzy

Opublikował/a w dniu 19 Maj 2018 w ogólne

 

Tagi: ,

Dalekie podróże z e-papierosem – gdzie czai się ryzyko?

Robiąc regularnie przegląd informacji z mediów, trafiłem na ciekawy wpis na Ashtray Blog. Myślę, że warto go tutaj streścić, bo zbliżają się wakacje, a więc pewnie sporo użytkowników EIN wybierze się na bliższe czy dalsze wakacje. Jeśli będziemy podróżować po Europie, raczej nie musimy się spodziewać poważnych problemów związanych z zakazami używania e-fajek. W większości krajów obostrzenia są podobne do naszych. Istnieją jednak miejsca na świecie, gdzie musimy zachować dużą ostrożność.
Pierwszym z nich jest Dubaj. Miasto to jest stolicą emiratu o tej samej nazwie i częścią Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Jest tam jedno z największych lotnisk przesiadkowych – corocznie korzysta z niego już niemal 100 mln pasażerów. Jeśli los was zawiedzie w tamte strony – uważajcie. Znane są przypadki konfiskaty sprzętu na lotnisku, choć formalnie chmurzenie w Dubaju nie jest nielegalne. I nic nie pomoże umieszczenie go w bagażu odprawianym (check-in luggage), ponieważ nie wolno w nim przewozić m.in. akumulatorów i baterii.
Drugim miejscem nieprzyjaznym jest Singapur. Tu zakazane jest kupowanie, posiadanie oraz używanie EIN. Grzywna może wynieść nawet 2 tys. $. Jeśli zdarzy się, że zamieszkacie w Singapurze i będziecie sobie chcieli coś kupić online z zagranicy, problemy mogą być jeszcze większe: grzywna może sięgnąć 10 tys. $, a do tego można wylądować na pół roku w więzieniu.
Kolej na Hong Kong. Paradoksalnie – formalnie część Chin, czyli ojczyzny e-fajek. Tam zakazane jest posiadanie i używanie liquidów zawierających nikotynę. Nikt jednak nawet nie będzie jej badał – po prostu zarekwirują. Z informacji z Ashtray Blog wynika, że karą za przekroczenie przepisów jest grzywna w wysokości 100 tys. dolarów hongkońskich (czyli ponad 12 tys. amerykańskich), a do tego można wylądować na 2 lata w tamtejszym więzieniu, które podobno nie przypomina raczej sanatorium.
Tajlandia jest jednym z krajów, do których wyjeżdżają turyści z Polski. Owszem, możesz na miejscu kupić EIN i używać. Jeśli jednak przyjedziesz tam z własnym EIN i liquidem, możesz mieć poważne problemy. Zgodnie z ich prawem można za to trafić do więzienia nawet na 10 lat.

Na koniec dodam tylko, że przepisy zmieniają się w zasadzie co chwilę. Jeśli więc planujecie jakiś egzotyczny wyjazd, sprawdźcie, co może wam grozić za posiadanie, przywożenie i używanie EIN w miejscu docelowym, ale też w ewentualnych miejscach przesiadkowych. Naprawdę nie warto w tej sytuacji stosować klasycznej filozofii „jakoś to będzie”, bo można się bardzo zdziwić.

Jeśli macie jakieś własne doświadczenia podróżnicze związane z tematem EIN, podzielcie się z czytelnikami.

Ceterum censeo Directiva Tobaccorum delendam esse!
(A poza tym uważam, że Dyrektywa Tytoniowa winna być zniszczona!)

 

 
1 Komentarz

Opublikował/a w dniu 4 Maj 2018 w ogólne

 

Tagi: ,

Sole nikotyny – o co w tym chodzi?

Od jakiegoś czasu pojawiają się informacje o tym, że niektórzy dystrybutorzy oferują liquidy zawierające zamiast czystej nikotyny jakieś jej sole. Ponieważ także i do mnie trafiały pytania związane z tą sprawą, postanowiłem napisać o tym kilka zdań. Rozpocznijmy od krótkiego wykładu z chemii (tylko, żeby nie bylo tak, ze klasa chodzi po klasie i nie zwraca uwagi na moje uwagi 😉 ).
Z punktu widzenia chemika nikotyna jest alkaloidem będącym połączeniem dwóch pierścieni heterocyklicznych zawierających po jednym atomie azotu. I właśnie azot jest tutaj kluczowy, ponieważ tak się składa, że może on przyłączyć proton (taki wodór z oderwanym elektronem) i utworzyć kation. No a jeśli mamy kation, to gdzieś w pobliżu musi być też anion. A jak jest kation i anion to mamy coś, co nazywamy solą. I może niektórzy z was się zdziwią, ale w naturze nikotyna najczęściej występuje w tej postaci – jako sól, przy czym aniony mogą mieć rozmaitą postać, zależną od tego, jakie związki występują w danej roślinie. Sole alkaloidów, w tym i nikotyny, mają zwykle postać krystaliczną, podczas gdy nikotyna jest cieczą. Aby przekształcić sól w czystą, zasadową nikotynę, traktuje się materiał roślinny jakąś zasadą, zależnie od procesu technologicznego. No i tyle tej chemii jako wprowadzenia.
Na rynek trafiły niedawno liquidy, w których zamiast nikotyny stosuje się jej sól – najczęściej jest to benzoesan nikotyniowy. Nazwa benzoesan powinna być dla czytelników znana – benzoesan sodu stosuje się jako spożywczy środek konserwujący (E 211). No i tu docieramy do podstawowej kwestii – jaki jest sens stosowania soli, skoro nikotyna działa nieźle w formie takiej, w jakiej jest? No cóż, nie znam precyzyjnej odpowiedzi na to pytanie. Firmy, które oferują liquidy z solami twierdzą, że są one bardziej satysfakcjonujące dla chmurzących. Nie wiem, nie próbowałem.
Co więcej – stosując sól wprowadzamy do organizmu pochodną kwasu benzoesowego. Owszem, benzoesany są w środkach spożywczych, ale przypominam, że tutaj inhalujemy, a więc jest to taka sama sytuacja, jak w przypadku aromatów. Ponadto stężenia soli są znacznie wyższe niż czystej nikotyny – dochodzą do 5% (przypominam – w UE obowiązuje poziom max. 2%, ale oczywiście dotyczy czystej nikotyny). Warto dodać, że firmy sprzedające sole nikotyny odradzają ich stosowanie w EIN o dużej mocy, a także w przypadku grzałek subomowych. Dlaczego? Trudno powiedzieć, bo nic o tym nie piszą. Nadal nie ma konkretnych niezależnych badań dotyczących soli – a nie możemy ekstrapolować wyników dla nikotyny na jej sole.
Niewątpliwą zaletą soli nikotyny jest ich większa trwałość w porównaniu z formą zasadową. Wynika to z faktu, że nie ulegają one zbyt łatwo utlenianiu. Z informacji dostępnych w sieci wynika, że dają one łagodniejszego kopa, ale znowu – nie wiem, nie próbowałem.
Jeśli ktoś z was miał okazję spróbować takich liquidów, niech się podzieli wrażeniami.

Ceterum censeo Directiva Tobaccorum delendam esse!
(A poza tym uważam, że Dyrektywa Tytoniowa winna być zniszczona!)

 
17 Komentarzy

Opublikował/a w dniu 19 kwietnia 2018 w ogólne

 

Tagi: ,

WAŻNE! Używanie e-papierosów w czasie ciąży i karmienia

Obiecałem napisać kilka słów na temat, który co jakiś czas pojawia się w pytaniach, a mianowicie o tym, co z kobietami w ciąży w aspekcie problemów z rzucaniem palenia. Większość z nas wie, jak ciężko jest rzucić papierosy. Ten sam problem dotyczy oczywiście kobiet w ciąży. I nie przekonuje mnie argument, że jest im łatwiej, bo mają wielką motywację – zdrowie mającego się narodzić dziecka. Owszem, w niektórych przypadkach to działa, ale siła nałogu jest najczęściej zbyt wielka. Niektóre panie próbują używać środków nazywanych nikotynową terapią zastępczą (NTZ), ale niestety ich skuteczność jest nikła. Co więc robić?
Tym właśnie tematem zajęła się ostatnio prof. Linda Bauld z uniwersytetu w Stirling (Wielka Brytania). Linda jest od lat zainteresowana tematem walki z paleniem, a od kilku lat zajmuje się wprost EIN, a przede wszystkim propagowaniem ich jako środka wspomagającego rzucanie palenia tytoniu. I tu właściwie powinienem westchnąć głęboko, bo mam porównanie, jak te sprawy wyglądają w Wielkiej Brytanii, a jak w Polsce. Powiem tylko, że nie ma tam większego problemu z uzyskaniem rządowych grantów naukowych na badania związane z EIN. Wyobrażacie sobie coś takiego u nas?
Ale wracam do tematu. Na GFN Linda przedstawiała prezentację „E-papierosy w trakcie ciąży: co wiemy dzisiaj?”. Myślę, że warto zapoznać się z Jej wykładem – można go znaleźć tutaj w postaci pliku PDF. Streszczę go tutaj w kilku słowach. Palenie ma istotny negatywny wpływ na rozwój płodu, o czym nie trzeba przekonywać. No ale co z samą nikotyną? Jak ona wpływa na dziecko? No i właśnie tabela na slajdzie #6 pokazuje, że stosowanie NRT (plastry, gumy) praktycznie nie ma wpływu na problemy zdrowotne dzieci. Można więc z pewnym stopniem ostrożności stwierdzić, że nikotyna jest w sumie OK. To otwiera furtkę do stosowania innej formy przyjmowania tego alkaloidu, czyli EIN. Z tego właśnie wynika rekomendacja dla osób zajmujących się doradztwem zdrowotnym (slajd 8): informujcie, że istnieją produkty, które nie są zatwierdzone przez władze (u nich MHRA), a więc do końca nie znamy ich efektywności. Poinformujcie ich też, że jest duża szansa, że te produkty są mniej szkodliwe niż palenie tytoniu.
OK, to bardzo ostrożny przekaz. Ale taki przekaz jest – informujcie, że są e-fajki. Mówcie o tym ciężarnym, bo najważniejsze jest to, aby rzuciły palenie. Tylko tyle i aż tyle. A jeszcze w tym roku rozpocznie się duże badanie porównawcze – EIN contra NTZ. Będzie w nich uczestniczyć ponad 1000 ciężarnych, podzielonych na dwie równe grupy. Na wyniki będzie trzeba poczekać, ale ważne, że badania są i będą.
Linda pokazała też ulotkę, która już jest rozprowadzana wśród położnych w Wielkiej Brytanii. Po wykładzie poszedłem dłużej porozmawiać na te tematy. Dowiedziałem się, że ulotka będzie tłumaczona na wiele języków, w tym też na polski (wiadomo dlaczego 😉 ). Poproszono mnie o to, abym skonsultował polską wersję, bo tłumaczyć będzie zapewne ktoś, kto nie jest specem od EIN. No i fajnie. Tylko pozazdrościć ciężarnym w Wielkiej Brytanii. Nie wierzę, że Radziwiłł byłby w stanie taką ulotkę wydać nakładem ministerstwa. Ale zobaczymy, może znajdziemy inne sposoby. Bo przecież to jest walka o zdrowie dzieciaków, a to powinno być poza wszelką dyskusją.
Generalnie przekaz Lindy do polskich dziewczyn ciężarnych jest prosty: rzućcie palenie. Jeśli nie dacie rady zrobić tego bez wspomagania, używajcie NTZ albo EIN – są w zasadzie równocenne. Spytałem Ją też o kwestie związane z karmieniem piersią. Powiedziała, że jest to sprawa kluczowa dla noworodka, więc można nadal używać EIN, bo ilość nikotyny i jej metabolitów, którą przyjmie dziecko z mlekiem matki jest praktycznie zaniedbywalna i nie będzie miała wpływu na rozwój dziecka. Dodała tylko, aby nie używać EIN w chwili, gdy się karmi – na wszelki wypadek.
Myślę, że to bardzo ważny przekaz. Od dawna dostawałem pytania na ten temat, ale nie chciałem dawać jednoznacznych odpowiedzi, ponieważ brak było podstaw naukowych. Teraz, jak widać, są. Możecie więc tę informację rozpowszechniać.

Ceterum censeo Directiva Tobaccorum delendam esse!
(A poza tym uważam, że Dyrektywa Tytoniowa winna być zniszczona!)

 
6 Komentarzy

Opublikował/a w dniu 27 czerwca 2017 w ogólne

 

Tagi: , , , ,

9 miesięcy temu weszła w życie wiadoma ustawa… i tyle

8 wrześnie, a więc praktycznie 9 miesięcy temu weszła w życie nowelizacja ustawy antytytoniowej, będąca de facto implementacją niesławnej unijnej Dyrektywy Tytoniowej. Z tej okazji chciałem podzielić się z Wami kilkoma refleksjami.
Cóż się istotnego stało w ciągu tych 9 miesięcy? Zapewne sami zobaczyliście, że już jesienią zniknęło sporo mniejszych firm, które do tej pory oferowały swoje towary przez sieć. To zostało wycięte od razu, 8 września 2016. W zasadzie pozostało na rynku kilku/nastu dużych graczy, w tym ten największy, który nie musi się martwić o żadne sprawy. Stać go bowiem na rejestrację takiej liczby produktów, jaką tylko będzie chciał. Ma rozległą sieć punktów sprzedaży, więc na pewno spora część ludzi, którzy dotąd zamawiali sprzęt czy płyny od innych dostawców przeszła do nich. Na zakazie sprzedaży internetowej skorzystały jak najbardziej firmy chińskie, ponieważ wielu ludzi nadal sobie zamawia różne produkty zdalnie z Azji. Poprawcie mnie jeśli się mylę, ale nie słyszałem o jakichś masowych akcjach przejmowania takich przesyłek.
Drugi etap wdrażania ustawy rozpoczął się 20 maja br. Od tego dnia można oferować na rynku tylko sprzęt zarejestrowany w urzędzie, a do tego zniknęły ze sprzedaży pojemniki o pojemności większej niż 10 ml. To akurat było opisane w ustawie wprost. Niejednoznaczna jest jednak kwestia pojemności zbiorniczków w sprzęcie. Na listach Inspektora ds. Substancji Chemicznych zgłoszono też większe niż 2 ml, więc ktoś chyba musiał to zaakceptować. I znowu życie pokaże jak to wszystko wygląda w praktyce. Ja nadal twierdzę, że limit 2 ml dotyczy tylko sprzętu jednorazowego. Ale zostawmy to, życie pokaże.
Mnie zastanawia inna rzecz. Opowiadano, że to wszystko ma być dla naszego zdrowia i bezpieczeństwa. Zakładałem, że w takim razie powstanie jakiś system, w ramach którego będą się odbywały choćby losowe badania liquidów dostępnych na rynku. I co? I nico! Tu znowu poproszę Was o informacje, czy ktoś o czymś takim słyszał. Mam wrażenie, że tak naprawdę nikomu na tym nie zależy. A miało być tak pięknie, nowocześnie i zdrowo…
Reasumując: utrudniono kwestie dostępu, generuje się tony odpadów, bo pustych butelek będzie wielokrotnie więcej niż kiedyś. Zero działań na korzyść konsumentów. Ludzie kupują sobie liquidy z Chin – czy ktoś ma pojęcie, jaka jest ich jakość? Wątpię. Wiem o tym, że zdarzają się desperaci, którzy zamawiają z Chin czystą (chłe chłe) nikotynę, żeby samemu sobie szykować bazy do liquidów. Jestem ciekawy kiedy dowiemy się o pierwszych przypadkach rozwalenia paczek, wycieku i zatrucia. Bo przecież biedni listonosze i kurierzy nie wiedzą jakie chemiczne bomby przewożą. Ale panowie ministrowie są szczęśliwi – wprowadzili dyrektywę, odfajkowali problem, a teraz mogą zająć się ustawą o zakazie solariów dla dzieci.
Ktoś może napisać: no, chemiku stary, a spodziewałeś się może, że teraz to będzie dobrze? Nie, nie spodziewałem się, bo już za długo na tym świecie żyję i wiem, jak to wszystko wygląda. Ja tylko opisuję stan faktyczny na początek czerwca 2017. I co jakiś czas będę opisywał to, co się będzie działo. Taka jest rola kronikarza.
A teraz powoli szykuję się do wyjazdu na GFN w przyszłym tygodniu. Trzy dni bardzo intensywnej pracy, zapewne wiele ciekawych spotkań z ludźmi, którzy naprawdę są zainteresowani tą tematyką. Lekarze, chemicy, specjaliści ochrony zdrowia. Kilkuset ludzi, kilkadziesiąt krajów. Dowiedziałem się właśnie, że jest spore zainteresowanie mediów światowych (podobnie zresztą, jak to było rok temu, gdy byli tu dziennikarze nawet z Singapuru, Filipin czy Kazachstanu). Jestem ciekawy czy pojawią się ludzie z polskich mediów. Zaproszenia zostały wysłane, podobnie jak do przedstawicieli władz. Pożyjemy zobaczymy.

Ceterum censeo Directiva Tobaccorum delendam esse!
(A poza tym uważam, że Dyrektywa Tytoniowa winna być zniszczona!)

 
21 Komentarzy

Opublikował/a w dniu 6 czerwca 2017 w ogólne

 

Tagi: , , ,

Liquidy i dzieci – apeluję o rozwagę!

Dotarła do mnie właśnie kolejna publikacja, w której opisano przypadek zatrucia dziecka nikotyną pochodzącą z liquidu. Nie będę wchodził w szczegóły medyczne, ale warto wiedzieć, co się tam (tzn. dokładnie mówiąc w Korei Południowej) zdarzyło. Otóż, jak głosi tekst artykułu, 15-miesięczna dziewczynka „przypadkowo połknęła 5 ml liquidu o stężeniu nikotyny 10 mg/ml”. Nie wiadomo dokładnie, jak to się stało – jest tam tylko informacja, że liquid został pomylony z lekiem na przeziębienie. Domyślam się, że była to pomyłka osoby dorosłej, bo nie bardzo sobie wyobrażam, że dziecko, które ma trochę ponad rok otwiera buteleczkę LQ i połyka połowę jej zawartości, bo myśli, że to lekarstwo. Prawdą jest, że butelki są dość podobne (w publikacji są zdjęcia), ale… no właśnie – ludzie, trzeba myśleć.
Kto normalny zostawia LQ byle gdzie? Kto normalny nie sprawdza (trzy razy!) lekarstwa, które ma właśnie podać dziecku?
Efektem podania tej ilości nikotyny (50 mg – dawka zabójcza dla dziecka!) były wymioty – to akurat było dobre, bo organizm pozbył się części trucizny. Niestety, chwilę później dziewczynka straciła przytomność i nie było z nią kontaktu. Rodzice zadzwonili po pomoc. Zespół ratowników zastał dziecko z zatrzymaną akcją serca, podjął czynności resuscytacyjne, a dziecko zostało zaintubowane. Po 40 minutach przywrócono pracę serca, ale dziecko nadal nie reagowało na otoczenie. Podano leki podwyższające ciśnienie tętnicze i wykonano skan mózgu, który wykazał silny obrzęk. Badanie EEG ujawniło istotne dysfunkcje mózgu. Podjęto próby intensywnego leczenia, ale były one nieskuteczne.  W 43 dniu pobytu w szpitalu stwierdzona została śmierć mózgowa, a następnego dnia dziewczynkę odłączono od aparatury podtrzymującej życie.

To kolejny przypadek zatrucia dziecka nikotyną z liquidu. Owszem, zdaję sobie sprawę, że są to przypadki rzadkie, a nawet bardzo rzadkie. Ale kolejny raz apeluję – ludzie, pamiętajcie, że liquid to trucizna. Nie może znajdować się w zasięgu rąk dziecka. Odstawiajmy go w jakieś konkretne miejsce umieszczone na tyle wysoko, aby dziecko nie mogło do niego dosięgnąć. Nie bądźmy leniwi – lepiej przejść kilka kroków po buteleczkę niż potem płakać nad czyimś grobem. Stara angielska maksyma mówi „better safe than sorry”. Trzymajmy się tego.

Ceterum censeo Directiva Tobaccorum delendam esse!
(A poza tym uważam, że Dyrektywa Tytoniowa winna być zniszczona!)

 
37 Komentarzy

Opublikował/a w dniu 16 lutego 2017 w ogólne

 

Tagi: ,

Kilka zdań o bezpieczeństwie akumulatorów do EIN

Od jakiegoś czasu możemy w mediach zobaczyć efekty braku ostrożności przy użytkowaniu akumulatorów litowo-jonowych, czyli takich jakie najczęściej są stosowane w EIN. Oczywiście znacząca większość artykułów ma tytuły sformułowane tak, jakby to sam e-fajek był niebezpieczny, mógł eksplodować itp. Tymczasem dotyczy to dowolnego sprzętu zasilanego akumulatorami Li-ion. Wiemy, że wybuchają akumulatory w laptopach, telefonach komórkowych czy zabawkach dziecięcych. Nikt jednak nie tytułuje informacji o takich zdarzeniach tekstami typu: niebezpieczne komórki.
Jak to się dzieje, że akumulatory bardzo efektownie eksplodują? W warunkach normalnej eksploatacji nic złego się nie dzieje, ale jeśli dojdzie do zwarcia, energia zgromadzona w akumulatorze zostaje w sposób gwałtowny uwolniona, czego skutkiem może nawet być wybuch. Ma on miejsce wtedy, gdy temperatura wewnątrz akumulatora wzrośnie powyżej 150 stopni. W takiej sytuacji to wszystko, co jest w środku, staje się niestabilne termicznie i dochodzi do serii niepożądanych reakcji chemicznych, których efektem jest uwolnienie w bardzo krótkim czasie sporych ilości gazów. Nie znajdują one ujścia, a więc rośnie ciśnienie, no a dalszy ciąg można sobie wyobrazić. Jeśli temperatura zdąży wzrosnąć do 500 stopni, wybuch będzie połączony z zapłonem. Efekty można obejrzeć w mediach, w tym na YouTube.
No dobrze – jak w takim razie ustrzec się takich nieszczęść? Wystarczy stosować się do kilku podstawowych rad. Traktujmy akumulatory jako sprzęt, o który musimy dbać. Nie wolno ich nosić ot tak luzem, w kieszeni – razem z kluczami, monetami czy innymi rzeczami metalowymi. Jeśli już nosimy z sobą zapasowe akumulatory, zadbajmy o to, aby były one w jakimś opakowaniu, najlepiej plastikowym. Odżałujmy te kilka złotych, bo późniejszy przeszczep skóry będzie kosztował znacznie więcej. Akumulatory mają zawsze osłonę plastikową. Absolutnie nie wolno jej ściągać. Jeśli osłona w jakiś sposób się uszkodzi, trzeba zadbać, aby to naprawić. W żadnym wypadku nie wolno akumulatorów (ani innych podobnych elementów, np. baterii) ogrzewać. Wiem, że zdarzają się przypadki ludzi bez wyobraźni, którym się wydaje, że w ten sposób akumulator odzyska nieco energii.
Jeszcze jedna istotna sprawa – wielu ludzi bardzo szybko zaczyna eksperymentować z tzw. modami mechanicznymi i grzałkami o bardzo niskiej oporności. Ludzie kochani – jeśli naprawdę nie wiecie, o co w tym wszystkim chodzi, odpuśćcie – w trosce o własne zdrowie. Tymczasem w sieci spotyka się „specuf”, którzy nie rozróżniają woltów od watów, o prawie Ohma uczyli się kiedyś tam w szkole, ale już zapomnieli, nie wiedzą też co to jest moc czy wydajność prądowa ogniwa, ale zabierają się za konstrukcję własnych urządzeń. To pierwszy krok do nieszczęścia. I żeby nie było, że nie ostrzegałem!

Na koniec – pamiętajmy też, aby nie wyrzucać zużytych akumulatorów do zwykłych śmieci. I nie chodzi tu tylko o zanieczyszczenie środowiska, ale o to, że można komuś zrobić krzywdę. W wielu miejscach znajdziemy pojemniki na zużyty sprzęt tego typu – ale i tam wyrzućmy je przynajmniej opakowane w woreczek foliowy.

Jeśli ktoś jest zainteresowany bezpieczeństwem akumulatorów i chciałby się dowiedzieć więcej, polecam zajrzeć na tę stronę. To prawdziwa kopalnia wiedzy o tematach związanych z akumulatorami, bateriami itp.

Ceterum censeo Directiva Tobaccorum delendam esse!
(A poza tym uważam, że Dyrektywa Tytoniowa winna być zniszczona!)

 
10 Komentarzy

Opublikował/a w dniu 25 stycznia 2017 w ogólne

 

Tagi: