RSS

Kilka refleksji o (nie)bezpieczeństwie związanym z ładowaniem ogniw

10 Sier

W ostatnich dniach w mediach pojawiły się znowu artykuły o tym, jak zabójcze są e-papierosy. I jak zwykle każdy kolejny tekst jest coraz bardziej sensacyjny. Wiadomo, wakacje, nic tak nie ożywia mediów jak dobry trup.
Nie będę tutaj linkował tekstów na polskich portalach, bo nie ma to sensu. Jak ktoś chce, sam sobie znajdzie. Myślę jednak, że warto napisać kilka słów komentarza.
Przede wszystkim – co takiego się stało? Otóż 62-letni mężczyzna ładował baterię do e-fajka gdzieś w okolicy koncentratora tlenu (nie butli z tlenem, jak piszą polskie portale). Coś w systemie zawiodło i prawdopodobnie nastąpił wybuch. Od wybuchu zajął się plastikowy wężyk koncentratora, a ponieważ zawartość tlenu była tam spora, zaczął się pożar. Niewielki, bo zgasł sam zanim przyjechała straż pożarna. W artykule jest jeszcze jedna istotna informacja – ładowarka nie pochodziła z zestawu, była kupiona osobno. Więcej szczegółów nie ma jak na razie.
A więc tak naprawdę mamy tu splot zdarzeń. Po pierwsze – ładowanie czegokolwiek w pobliżu takich urządzeń jak koncentrator tlenu jest dużym błędem. Po drugie – używanie jakichś lewych ładowarek to prowokowanie nieszczęścia.
I nie ma tu absolutnie żadnego znaczenia, że było to ogniwo stosowane w e-papierosie. Równie dobrze ten człowiek mógł ładować baterię telefonu, laptopa czy innego urządzenia elektrycznego. W każdym z tych przypadków wydarzenia mogły się potoczyć podobnie, ale tych przypadków jest na tyle dużo na świecie, że media się nimi już nie interesują.
Ten przykry incydent powinien być dla ludzi przestrogą. Niestety, w szkołach mało uczą o niebezpieczeństwie, jakie niesie z sobą prąd elektryczny. Możecie to zresztą sprawdzić na ludziach ze swojego otoczenia. Wystarczy spytać, jakie napięcie jest niebezpieczne i może zabić. Zdecydowana większość powie, że takie, jakie mamy w naszej domowej sieci, czyli 230 woltów. Mało kto uzna, że 3, 5 czy 12 woltów może być niebezpieczne. Ja najczęściej wtedy daję dwa skrajne przykłady: każdy zapewne kiedyś odczuł „kopnięcie” ładunku statycznego, np. przy zdejmowaniu swetra. I nie robi ono większej krzywdy, jest tylko niemiłe. A napięcie tej iskry (mówiąc popularnie) to co najmniej kilkanaście tysięcy woltów. Rzecz w tym, że natężenie (czyli tzw. prąd) jest bardzo niewielki, rzędu miliamperów, a czasem nawet nanoamperów. Z drugiej strony mamy elektrolizer do produkcji aluminium. Napięcie podawane tam to 3-5 V, ale raczej nie ryzykowałbym dotknięcia szyn, które dochodzą do elektrod, ponieważ płynie w nich prąd 100-500 kA (czyli od 0,1 do 0,5 MILIONA amperów). Zabija w czasie krótszym od mrugnięcia oka, człowiek po prostu zmienia się w węgielek. Warto więc zapamiętać, że zasadniczo to nie napięcie zabija, tylko prąd (natężenie).
I dlatego nie wolno bagatelizować ogniw stosowanych w e-fajkach. Napięcie w nich nie jest wielkie, ale zwarcie może doprowadzić do pojawienia się dużego prądu, który bardzo szybko topi plastik, powoduje niekontrolowane reakcje chemiczne wewnątrz obudowy, co bardzo łatwo może spowodować eksplozję ogniwa, a w efekcie pożar. A jeśli obok jest koncentrator tlenu, to… no właśnie.
Moi drodzy – naprawdę warto mieć dobre i sprawne ładowarki. Badziewie za 3,50 z bazarku to coś, czego trzeba się wystrzegać. Warto też patrzeć, gdzie wykonujemy ładowanie. I na koniec – warto robić to wtedy, gdy jesteśmy w domu – na wszelki wypadek lepiej mieć proces ładowania pod nadzorem.
No i rzecz jasna same ogniwa powinny być dobrej jakości, bo inaczej sami prowokujemy nieszczęście.

 
13 Komentarzy

Opublikował/a w dniu 10 sierpnia 2014 w ogólne

 

Tagi: ,

13 responses to “Kilka refleksji o (nie)bezpieczeństwie związanym z ładowaniem ogniw

  1. justyna

    11 sierpnia 2014 at 09:11

    „Napięcie podawane tam to 3-5 V, ale raczej nie ryzykowałbym dotknięcia szyn, które dochodzą do elektrod, ponieważ płynie w nich prąd 100-500 kA (czyli od 0,1 do 0,5 MILIONA amperów). Zabija w czasie krótszym od mrugnięcia oka, człowiek po prostu zmienia się w węgielek. Warto więc zapamiętać, że zasadniczo to nie napięcie zabija, tylko prąd (natężenie).”

    Nie ma sensu podważać tego co napisałeś, Stary Chemiku, ale użyłeś dość ciekawego zabiegu literackiego 😀 100-500kA można równie dobrze podać jako 100 tysięcy (500 tysięcy) amperów. Nie brzmi to już tak ciekawie jak „MILION” (czy też część miliona – jak w tekście).
    Należy oczywiście podkreślić, że napisałeś prawdę, a ze mnie po prostu wychodzi krytyczna dusza sceptyka.
    Pozdrawiam, fajnie się czyta tego bloga.

     
    • StaryChemik

      11 sierpnia 2014 at 12:39

      Justyno – to był świadomy i celowy zabieg. 🙂
      Dzięki za miłe słowa.

       
  2. Gwena

    11 sierpnia 2014 at 10:36

    Drogi Chemiku! Czytam z przyjemnością Twój blog, ale już któryś raz zauważyłam, że masz problem z elektrycznością. Np. podawałeś, że ciała smoliste i inne produkty spalania pojawiają przy wyższych napięciach na grzałce (powyżej 3,7V chyba pisałeś) gdy tymczasem zależy to od temperatury, czyli od mocy oddanej! Czyli – teoretycznie – można zrobić grzałkę wysokooporową zasilaną 220V która nadal nie będzie dawać produktów spalania:)
    Z kolej napięcia 3-4V o których tu piszesz są bezpieczne w każdych warunkach! Zapoznaj się z przepisami BHP – napięcia bezpieczne to 24V (w warunkach suchych nawet 48V). Przy rożnicy napięć rzędu kilku volt nasza skóra jest po prostu izolatorem!
    Pozdrawiam!

     
    • StaryChemik

      11 sierpnia 2014 at 12:44

      Mówiłem o warunkach standardowych, występujących w e-fajkach. Był to zresztą, o ile pamietam, komentarz do wyników Sobczaka – tam była podana też oporność grzałki. Lepiej może nie pisać o 220 (chyba teraz już 230), bo jakiś domorosły eksperymentator spróbuje.
      Napięcia 3-4 V nie są bezpieczne w każdych warunkach. Teraz już nie istnieje wydział elektrolizy huty aluminium w Koninie, ale pamiętam wypadek, gdy właśnie faceta zesmażyło tam na węgielek. Izolacyjne właściwości skóry jakoś mu nie pomogły. O widoku nie napiszę, choć znam go z pierwszej ręki – z relacji lekarki, która tam była.

       
      • Gwena

        11 sierpnia 2014 at 13:31

        Drogi Chemiku!
        Właśnie o te ohmy chodzi 🙂 3,7V to na grzałce 1,4ohma to prawie 10W, na grzałce 2,6ohma tylko 5W. Obie grzałki są standardowe, a temperatura grzałki (która jest powodem powstawania zanieczyszczeń) będzie drastycznie różna! Tak więc informacja „3,7V” bez oporności jest kompletnie nieużyteczna i może prowadzić do – potencjalnie szkodliwych – nieporozumień.

        A co do wypadku w hucie – powodem nie była szyna z napięciem 3V, a różnica potencjałów między szyną a ziemią czy inną dotykaną przez ofiarę równocześnie maszyną. Tak więc napięcie które poraziło (zapewne w wyniku uszkodzenia lub złego wykonania uziemienia urządzeń w tym szyny) wynosiło kilkaset lub więcej woltów. Na pewno nie 3V. Niezależnie od wilgotności kombinezonu i obecności kwasów w powietrzu.
        Nie wierzysz mnie – OK, wiadomo różni pisują posty, fachowcy i mitomani :), ale sprawdź w materiałach straży pożarnej która często ma !równocześnie! do czynienia z wodą, chemikaliami i prądem. Do 24V w żadnych warunkach nie grozi niebezpieczeństwo! http://www.straz.krakow.pl/dokumenty/BHP-urzadzenia.pdf

         
        • StaryChemik

          11 sierpnia 2014 at 18:36

          Ależ przecież ja podałem, że grzałki, których używali miały oporność 2,4 oma:

          Czy podkręcanie mocy ma sens? Wyniki analizy chmury z e-p


          Co do reszty – nie będę wchodził w polemikę, za mało się na tym znam. Pamiętam tyle, że facet zmostkował sobą szynę idącą do anody z tą idącą do katody. One były nieizolowane, taka konstrukcja.

           
  3. L.

    11 sierpnia 2014 at 10:48

    Z całym szacunkiem – przy oporności ciała człowieka ok. 1 kOhm (standardowo tyle przyjmuje się do obliczeń) z prawa Ohma wynika, że przy napięciu 5V przez człowieka przepłynie prąd 5 mA, który nijak nie można uznać za niebezpieczny. Dzieje się tak nawet jeśli w samej szynie natężenie przepływu liczy się w setkach czy tysiącach amperów. Co nie zmienia faktu, że Twój wniosek o zabójczym wpływie wysokich natężeń prądu na człowieka jest jak najbardziej prawidłowy, sęk jednak w tym, że przy stałym oporze prąd jest proporcjonalny do napięcia.

     
    • StaryChemik

      11 sierpnia 2014 at 13:05

      Również z całym szacunkiem – przeczytaj mój komentarz powyżej. Teoria to teoria a życie to życie. Poza tym oporność wilgotnej skóry jest zdecydowanie inna, prawda?
      Na wydziale elektrolizy jest poza tym spore nasycenie powietrza kwasem fluorowodorowym. W przypadku tego nieszczęśnika właśnie podejrzewano, że jego kombinezon był dość wilgotny. Tak czy inaczej – wątpię, abyś zaryzykował eksperyment. Mam rację? Zresztą – i tak już w Polsce nie ma szans, bo oba wydziały elektrolizy (Konin i Skawina) są już na szczęście zamknięte.
      Byłem raz na elektrolizie – nigdy więcej!

       
      • L.

        11 sierpnia 2014 at 13:09

        Możliwe, że kombinezon zadziałał jak grzałka o małej impedancji 😦 Szkoda człowieka, teoria teorią, jednak z prądem nie ma żartów!!

         
  4. jjr

    12 sierpnia 2014 at 02:08

    Co do bezpieczeństwa niskich napięć zwracam uwagę, że chodzi o brak zagrożenia *porażeniem* prądem. Natomiast przy zagrożeniach ogólnie rzecz ujmując pożarowych (a w wypadku z elektrolizerem to właśnie zabiło) rzeczywiście dochodzi kwestia wydajności prądowej źródła zasilania i powstanie zwarcia (wystarczy czasem ułamek sekundy). Przykładem poczciwy akumulator samochodowy i co się może stać z np. kluczem, który przy naprawie przypadkiem zewrze nieprawidłowo odłączoną instalację.

    Ogniwa LiIon stosowane w e-petkach należą do takich źródeł, szczęśliwie zazwyczaj elektronika chroni przed zbyt dużym prądem zwarcia. Niestety w procesie produkcji istnieje niebezpieczeństwo powstania wad skutkujących późniejszymi zwarciami wewnętrznymi (stąd m.in. się biorą czasami samozapłony baterii do laptopów i komórek). Problem w szczególności dotyczy ogniw niskiej jakości i tutaj mamy potencjalne zagrożenie ze strony tanich e-p. Szczerze mówiąc jestem zaskoczony, że pomimo sporej popularności e-p jakoś niespecjalnie słychać o takich wypadkach z nimi. Mimo to zalecałbym pewną ostrożność z oszczędzaniem na akumulatorkach / ogniwach.

    Przyłączam się do też apelu Starego Chemika: unikajcie tanich ładowarek „no name” (nie tylko do e-p), to co generują na wyjściu może uszkadzać elektronikę i zakłócać proces ładowania, a same stanowią potencjalne zagrożenie pożarowe – potrafią bardzo poważnie grzać się pod obciążeniem i mają często słabą, zawodną izolację między wyjściem a wejściem (sieć!).

     
  5. Piotr

    12 sierpnia 2014 at 21:41

    …tanie mięso jedzą psy…

     
  6. by.watel chemik

    25 sierpnia 2014 at 01:07

    A prawo Ohma Stary Chemik zna? 0,5kA (500A) zabija czy nie? a to standardowy prąd rozruchowy akumulatora samochodowego, i napięcie 3-4 razy wyższe….

     
  7. rafaelo

    3 września 2014 at 23:20

    Palenie zabija.

     

Dodaj odpowiedź do StaryChemik Anuluj pisanie odpowiedzi

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.